Ćwierć miliona złotych - koszt wydania książki
(czas czytania ~20 minut)
Decydując się na wydanie książki VADEMECUM HIPERTROFII w modelu self-publishing, wiedziałem że będzie to wyzwanie dużego kalibru i niemały koszt. Byłem przygotowany zarówno na ciężką, wielomiesięczną pracę, jak również przeliczyłem dokładnie zawartość portfela i konta bankowego by wiedzieć, że podołam wyzwaniu na każdym etapie.
Rzeczywistość jednak mocno zweryfikowała moje zamiary. Okazało się, że pracy było o wiele więcej niż przypuszczałem, a nakłady finansowe jakie byłem zmuszony ponieść - prawie 2,5x większe niż szacunkowe wyliczenia.
W tym wpisie chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniami związanymi z wydaniem książki i przedstawić całą drogę jaką musiałem przejść, by Vademecum Hipertrofii nie pozostało jedynie niespełnioną wyobraźnią lecz faktem!
Czego dowiesz się z tego artykułu:
1. Pokażę Ci, że stworzenie wartościowej pracy to nie tylko kilka chwil, długopis i kartka papieru.
2. Wyjaśnię co składa się na finalną cenę książki.
3. Dlaczego pytanie potencjalnego czytelnika „Czemu tak drogo?”, jest wielce niestosownym teksem i bardzo krzywdzącym autora/wydawcę.
4. Czym różni się bycie jedynie autorem od zostanie zarówno twórcą, jak i wydawcą.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nim skupię się na konkretach, to chciałbym przede wszystkim podziękować każdej osobie, która już zakupiła Vademecum Hipertrofii lub zrobi to.
Pisząc książkę kierowałem się zasada:
„Praca, dzieło które nie trafia w potrzeby ludzi, nie rozwiązuje ich problemów jest bezsensowne”.
Zgodnie z opiniami, jakie otrzymałem, mojej książce udało się spełnić te wymogi. To utwierdza mnie tylko w przekonaniu, iż cały nakład pracy i kosztów jaki poniosłem przez ostatnie niemalże dwa lata nie był na marne. W końcu nie chodzi bym tylko ja był dumnym twórcą lecz to Wy musicie być usatysfakcjonowanymi czytelnikami. Książka jest dla Was!
Jak powstała idea stworzenia Vademecum Hipertrofii
Nie będę budował tu górnolotnych idei o tworzeniu czegoś wspaniałego, dorównującego niemalże 7-miu cudom świata antycznego. Nie będę tworzył magicznej otoczki mówiącej o projekcie, na miarę dziejów – kroku milowym dla ludzkości, który stawiałoby się na równi z wynalezieniem koła 3500 lat p.n.e. w starożytnej Mezopotamii.
Po prostu pewnego dnia byłem mocno wkurw…ny. Tak do granic możliwości, na co składało się kilka nieprzychylnych mi sytuacji życiowych, na które nie miałem niestety wpływu.
Przypomniałem sobie słowa mojego serdecznego kolegi Rafała Mazura, które znakomicie definiowały możliwości działania w takich sytuacjach: „Depresja, albo agresja”.
Mając na myśli „agresja” należy mieć na uwadze rewolucyjne korki w swoim działaniu (nie mówimy o międzyludzkim podejściu i przemocy). Podsumowując, albo przygniecie Cię problem, albo wyładuj swoje niezadowolenie i przekuj je w „agresywne” działania.
Stwierdziłem, że to odpowiedni moment by zrobić coś więcej niż do tej pory, a że zawsze ceniłem nad wyraz spuściznę jaką pozostawiają po sobie autorzy dzieł literackich, to stwierdziłem że książka jest tym, co chcę stworzyć. Bardzo lubię i cenię książki, czemu więc zarówno w mojej bibliotece, jak i setek innych osób nie może być pracy mojego autorstwa?
Temat musi spełniać dwa kryteria:
1. Musisz znać się na tym co piszesz i chcieć rozwijać, aktualizować swój warsztat w trakcie tworzenia.
2. Praca musi być przydatna dla innych, by miała wartość. Najlepiej by obrazował ją skrót P.I.J., czyli:
P - Pierwsza
I - Innowacyjna
J - Jedyna
Zrobiłem research rynku polskiego i zagranicznego. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że nie ma kompletnej pracy traktującej o treningu hipertroficznym. Pracy, która od podszewki tłumaczyłaby cały proces budowania sylwetki – Od komórki mięśniowej, do programu treningowego.
Była to luka, którą należało zapełnić! Cel został obrany. Przeszedłem do czynów!
Self-publishing, czyli samodzielny wydawca.
W obiegowej opinii utarł się następujący schemat: Autor tworzy, a wydaje wydawnictwo. Taki model dominuje zdecydowanie najczęściej. Jest to prosty schemat, gdyż każdy robi to na czym się najlepiej zna. Zagłębiając się jednak w szczegółach, ma on wiele minusów, które finalnie odwiodły mnie od pójścia tę ścieżką. Zdecydowały dwa podstawowe argumenty:
1. Wydawca jest inwestorem.
Godzi się wyłożyć wszelkie nakłady finansowe potrzebne do powstania książki. Wydaje się to być ciekawe rozwiązanie, ale pamiętać należy że wraz z tym staje się niejako „głównodowodzącym” ideą – Twoją ideą. Zależność finansowa od wydawcy zmuszać będzie Cię do podjęcia wielu zmian w projekcie, zgodnie z narzucanymi przez Twojego „inwestora”. Wszystko w myśl zasady „płacę – wymagam”. Wydawnictwa mają swoje standardy działania, które oparte są na ich doświadczeniach, badaniu rynku i wątpliwym jest by jakikolwiek zgodziło się na odejście od owych standardów. Byłoby to ryzykowne, a na balansowanie po krawędzi nie ma miejsca.
Owszem są pewne profity, jak np. dostęp do księgarni (w tym np. miejsce w Empiku), co jest nie lada gratką i połechtaniem EGO. W końcu moja książka jest w empiku! Zadałem sobie jednak pytanie – co z tego? Ile osób chodzi obecnie do Empiku celem poszukiwania książek o tematyce treningu hipertroficznego? Jeśli już trafiłby się taki delikwent, to czy wybierze on/ona książkę Pawła Głuchowskiego (średnio sympatycznego gościa, którego nie zna, więc nie ma zaufania do wiedzy jaką przekazuje)? Śmiem twierdzić, że szanse powodzenia są bliskie zeru. Podsumowując – obecność w księgarniach nie dałaby mi wiele. W przypadku tak wąskiego tematu i wysokiej specjalizacji lektury, większość osób będzie szukała opiniotwórców poprzez fora, profile, strony internetowe opierając się na opiniach innych zaangażowanych w dany temat osób. Może trafić wtedy na mnie. I tu rodzi się pytanie: „Po co mi księgarnia, jak sam mogę zaoferować tej osobie swoją pracę?”
Dochodzi do tego kwestia ewentualnych zmian jakie byłby w trakcie zasugerowane (wymuszone) przez wydawcę. Pewnym jest, że książka nie miałaby niemalże 1000 strona jak teraz (zbyt wysoki koszt produkcji i finalnie produktu, nie sprzeda się szeroko). Nie nosiła by tytułu Vademecum Hipertrofii (zbyt profesjonalne nazewnictwo). Nie miała by takiej jakości. Mowa tu o kolorach, ilość grafik, gramaturze papieru, itd.(ponownie kłania się koszt produkcji). Dodatkowo na 99% tematyka musiałby być bardziej uproszczona, więc z pozycji popularno-naukowej powstałoby lekkie i przyjemne opowiadanie…
Czy wtedy podpisałbym się pod tą pozycją, mówiąc że to projekt mojego życia? Czy powiedziałbym, że jest to pierwsza taka, jedyna i innowacyjna praca? Nie!
Nadal brakowałoby na polskim rynku fachowej pozycji traktującej o treningu hipertroficznym. Nie spełniłbym żadnego postawionego przed sobą celu i wyzwania.
Po co więc tworzyć taką książkę? Myślę, że odpowiedź jest jasna i w pełni wyjaśnia powód dla którego zrezygnowałem z modelu, w którym powierzyłbym wydawnictwu swój projekt.
2. Kolejny powód dla którego zdecydowałem się na samodzielną publikacje jest związany z finansami, a dokładnie a dochodem jaki uzyskuje się za książkę.
Częstą praktyką wydawnictw i niejako statystycznym progiem finansowym jaki otrzymuje autor jest około 10% ceny netto od sprzedanych książek. Owszem poza godzinami pracy jakie poświęci na tworzenie owego dzieła, najprawdopodobniej nie ma żadnych kosztów. Nadal jednak jest to zaledwie 10% wartości netto z książki, która jest tylko oficjalnie twoja, ale nie spełnia Twoich ambicji i jest przesiana przez nieugięte, sztywne normy wydawnicze.
Nie mogłem zgodzić się również na to.
3. Rzekomo „lepszy” marketing.
Celowo zawarłem to w cudzysłowie. Jest to mocny punkt umów z wydawnictwami. Zadałem sobie jednak pytanie, na ile potrzebuję tego marketingu.
Wieloletnia obecność w social mediach dała mi mocy background, na którym mogę oprzeć działania marketingowe.
Profil na FB liczący ponad 123 tys osób, Instagram 76 tysięcy, baza mailowa z ponad 15 tysiącami aktywnych kont mailowych. Do tego dochodzą moi kursanci, obecni i byli podopieczni. Tworzy się tu całkiem przyjemna liczba osób i co najważniejsze większość z nich to ludzie którzy doskonale wiedza kim jestem i jakie wartości tworze. Są to osoby, które potencjalnie wpisują się w idealny profil konsumenta jakiego szukam.
Owszem jest zapewne duże grono ludzi, którzy chętnie nabyli by książkę lecz nie są obszarze mojego zasięgu marketingowego lecz nigdy nie zdobędzie się zainteresowania u 100% potencjalnych klientów. Poza tym baza kontaktów stale się rozszerza, a przede wszystkim mamy jeszcze jedną wspaniałą drogę marketingową, która nosi nazwę „poczty pantoflowej”. Już teraz widzę, że owa metoda to świetnie rozbudowana sieć i przynosi rewelacyjne efekty!
Co oferuje wydawnictwo – swoje kanały w których tylko odsetek osób może być zainteresowany treningiem siłowym. Z tego odsetka mała część jedynie zna Pawła Głuchowskiego i będzie chętna by kupić od niego fachową książkę. Dla reszty będzie to łysy gość z ruda brodą, średnio przyjazną facjatą, od którego absolutnie nie chcą nic, poza tym by reklama szybko zniknęła z ich oczu. Pozostaje jeszcze dostęp do półek w księgarniach. Opisałem to nieco wcześniej – nie interesuje mnie to,
Kolejny mocny argument za wyborem opcji skorzystania z pomocy wydawnictwa został obalony.
Klamka zapadła wydaję sam!
Na koniec warto wspomnieć często spotykaną obiekcję – wydawnictwo to profesjonalny sztab ludzi, a ty nie znasz się na tym wiec zrobisz to gorzej. Hmm serio? Potrzymaj mi piwo!
A tak poważanie to zgodzę się, iż jest kolejny mocny argument. Jednakże należy pamiętać, że żyjemy w świecie w którym na dobrze dobranych współpracach opiera się biznesy.
Ja nie muszę się znać na wszystkim, więc zatrudnię ludzi którzy zrobią to, czego ja nie potrafię. Znajdę profesjonalistów, a jeśli nie to ich wyszkolę lub sam zgłębię nowe umiejętności.
Challenge accepted!
Warto też wziąć pod uwagę bardzo prosty, a zarazem niezwykle ważny argument „o swoje zawsze dba się najbardziej”. I rzeczywiście ma to przełożenie na praktykę. Dla wydawnictwa Twoja książka jest jedną z wielu, które mają przynieść zysk – w końcu to biznes jak każdy inny i najważniejsza jest rentowność.
Dla twórcy, to coś więcej. Jest to po prostu „moje dzieło”.
W tym momencie opierając się na autopsji mogę śmiało powiedzieć, ze dbałość o każdy szczegół jest niebywała, nieraz aż do przesady. Inwestując swój czas, swoje środki i wkładając przysłowiowe serce, nie chcesz pozwolić sobie na jakikolwiek błąd.
Tak na marginesie, jeśli miałaś/eś okazję zapoznać się z książką Vademecum Hipertrofii, to jestem niemalże pewny, iż jakość pracy ocenisz wysoko. Pisze to na podstawie setek opinii, które już do mnie wpłynęły.
Nieskromnie mówiąc, podołałem! Tym sposobem stworzyłem prace pod która podpisuję się w 100%.
Self – publishing krok po kroku.
Wybór modelu self – publishingu jest równoznaczny z wzięciem na siebie całego ciężaru pracy. Od roli autora, polegającej na napisaniu tekstu, po proces wydania książki. Jest to pewien problem, gdyż po napisaniu tekstu (gdzie w przypadku pracy z wydawnictwem skończyłaby się Twoja rola), wchodzisz na nieznaną, głęboką wodę. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dopiero w tym momencie rozpoczynają się schody.
Oczywiście nie czekałem, dzieląc pracę na okresy. W jednym wcieliłem się w rolę autora, w kolejnym natomiast przejąłem funkcję wydawcy. Wszystko działo się niemalże jednocześnie by nie tracić niepotrzebnie czasu. Z uwagi na to iż książka składa się z 11 rozdziałów, tak też założyłem interwały dla realizacji poszczególnych etapów.
Zobacz jak wyglądało samo przygotowanie tekstu:
1. Zamykając rozdział, wysyłałem go do redakcji językowej, którą przeprowadzała Agata Szułczyńska.
2. Następnie tekstem zajmował się dr Amit Batra, sprawdzając poprawność od strony merytorycznej i raportując ewentualne uwagi, obiekcje.
3. W kolejnym etapie rozdział wracał do mnie i po odniesieniu się do wszelkich uwag ponownie kontrolował go dr Amit.
4. W momencie, gdy poprawność językowa i merytoryczna została w 100% zaakceptowana, podobną drogę przechodziły kolejne rozdziały.
5. Mając gotowych 11 rozdziałów rozpoczął się proces składu, a następnie ostateczna korekta językowa po której plik z Vademecum Hipertrofii był gotowy do druku.
Książka to jednak nie tylko „ściana tekstu”! Dochodzi do tego ogromna ilość dodatkowej pracy, dzięki której trzymasz w ręku przejrzystą książkę.
1. Grafiki - jest ich aż 237! Kamil, który odpowiadał ze przygotowanie książki od tej strony pracował nieustannie i od pierwszych dni na bieżąco niemalże „produkował” dla mnie grafiki pod konkretne zalecenia, na bazie moich szkiców. Nie było to łatwe zadanie i zanim zgraliśmy się odpowiednio ze stylem i zrozumiał moje wymagania i koncepcję to minęło trochę czasu.
2. Projekt okładki.
3. Planowanie procesu sprzedaży.
4. Projekt i budowa landingpage sprzedażowego.
To reszta czasochłonnych procesów, przez które musiałem przebrnąć w trakcie.
Jak widzisz praca przebiegała na wielu frontach jednocześnie i oprócz swojego nadrzędnego wkładu w książkę,, jakim jest zawartość, musiałem nadzorować prace innych osób i zgrywać działania tak, by działania mogły być płynne. To było największe wyzwanie, gdyż „wysypanie” się jednego ogniwa tworzyło lukę i przestój innej osoby, a to jak wiesz rozsypuje cały skrzętnie przygotowany schemat.
Do tego dochodzi jeszcze praca prawnika, księgowego, drukarni i magazynu wysyłkowego. To był prawdziwy Team Work!
Koszty samodzielnego wydania książki.
Przejdźmy do sedna. Ile to kosztuje? Jak już wiesz po wstępie – bardzo dużo.
Celowo tak mocno podkreślam te kwotę, gdyż dzięki temu mogę dobitnie uświadomić wiele osób, że praca nad takim projektem, nie jest luźną zabawą. To poważna inwestycja, której podjęcie się obarczone jest sporym ryzykiem.
Przecież nie jest powiedziane, że Twój wkład zwróci się!
Wydanie książki VADEMECUM HIPERTROFII w założonym przeze mnie nakładzie wyniosło mnie ĆWIERĆ MILIONA ZŁOTYCH (tak 250 000 PLN).
Cena małego mieszkania w średnim mieście i całkiem niezłego samochodu ?
Jak przedstawiają się konkretne koszty wskaże poniżej, dzieląc je na poszczególne zakresy prac. Wiedz co ile kosztuje!
Jak pierwsze wymienię podstawowe wydatki, które musiałem ponieść by praca mogła powstać.
Można powiedzieć, że to „cena pracy ludzi”, którzy brali bezpośredni udział w projekcie.
Już na wstępie jak widzisz wydana jest niemała kwota, a należy pamiętać że póki co nadal jest to jedynie plik, a nie fizyczny produkt.
Poza tym by móc sprzedać książkę należy ją rozreklamować i poinformować świat o produkcie. Wydawnictwo bierze na swoje barki taki ciężar, ale zgodnie z wyborem obecnie to TY jesteś wydawnictwem, więc ten ciężar spada na Ciebie.
P.s. w pole „redakcja merytoryczna” nie wpisałem celowo kwoty, gdyż doktor chciał by ta kwota została między nami. Nie było to kilka złotych – tyle mogę powiedzieć. Pamiętaj, że niemalże 1000 stron i prawie 700 pozycji naukowych, które wykorzystałem, musiało być przez niego dokładnie zweryfikowane. Mówimy tu o dziesiątkach godzin pracy, które wymagają ogromnych kompetencji i wiedzy!
Finalizacja procesu – kolejne ogromne koszty
Masa nerwów i trudnych decyzji, a także znacznego uszczuplenia finansów zaczyna się właśnie w tym miejscu. Pora zacząć druk. Najczęściej dokładnie na tym etapie pojawia się znienawidzona kombinacja walki z czasem i stresu wywołanego brakiem miejsca na nawet minimalny błąd. Masz deadline, po którym nie istnieje możliwość korekt – jak przegapisz cokolwiek, to już tego nie cofniesz.
Uroki wydawania fizycznego produktu.
W przypadku popularnych ostatnimi czasy produktów elektronicznych (audiobook, e-book), łatwo jest skorygować wszelkie niedociągnięcia. Plik lub strona są na chwile „zdejmowane” z sieci, następuje korekta i ponownie dodajesz produkt. Jeśli zlecasz druk i błąd będzie odkryty dopiero po realizacji zamówienia, to nie ma już możliwości naprawy. W przypadku VADEMECUM HIPERTROFII dotyczyłoby to aż 5 tysięcy egzemplarzy!
W tym momencie musisz dokładnie przeczytać każdą linijkę tekstu i wychwycić ewentualne błędy. Mówimy tu o niemalże 1000 stronach tekstu który pisałeś, a następnie czytałeś i poprawiałeś setki razy. Uwielbiam tematykę o której traktowałem w książce – to jest mój konik, moja pasja! Jednak uwierz mi, że w tym momencie bliski byłem recytowania z pamięci swoich wersów… Doszedłem do etapu przesytu.
Oczywiście książkę w fazie prawie gotowej do druku dałem do przeczytania go kilku osobom, które niezależnym okiem pomogły wychwycić kilka końcowych błędów, literówek. Poza tym ważna tu jest dobra korekta ostateczna i tu miałem ogromną przyjemność mieć w swojej drużynie Agatę Szułczyńską, która absolutnie w 100% podołała zadaniu. Ważne jest by w drużynie mieć kompetentną osobę na stanowisku redaktora i korektora językowego.
Po przesłaniu starannie przygotowanego pliku, ruszyliśmy z ostatnim etapem – drukiem!
Na tym etapie odczułem też kolejną już wielką presję czasu. By wydrukować taką ilość materiału potrzeba z reguły około 3- 5 tygodni, biorąc poprawkę na możliwe zdarzenia losowe. Jeśli nie wyrobiłbym się z dostarczeniem pliku na konkretny dzień, to niemożliwym byłoby stworzenie już finalnego produktu – książki, na dzień premiery. Warto dodać, że premiera była na Targach FIWE 11 i 12 września 2021 roku, gdzie miałem zarezerwowane i opłacone stoisko, a także przygotowany plan marketingowy. To dodatkowo odejmowało mi możliwość by mieć jakikolwiek bezpieczny bufor czasowy. Tu nie było miejsca na nawet 1 dzień poślizgu!
Jako ciekawostkę dodam, że w post pandemicznym świecie dostęp materiałów był ograniczony. Ilość papieru w wybranym przeze mnie rodzaju i gramaturze nie jest dostępny od ręki, hurtowe zamówienie było złożone dużo wcześniej, więc w przypadku błędów drukarskich, nie byłby dostępny od ręki kolejny. To dodatkowo tworzy niemałą presję. Brzmi niemalże absurdalnie – w dzisiejszym świecie nie kupisz wszystkiego od ręki! Nawet papieru do książki!
Podsumujmy kolejne koszty wydania. Obrazuje je dokładnie poniższe zestawienie.
Czemu tak dużo wydrukowałeś?!
To jest niezwykle ważne pytanie. Czemu drukowałem aż 5 tysięcy książek? Mogłem mniej, ale tylko w teorii miałoby to sens, gdyż praktyka pokazuje krótkowzroczność takiego podejścia. Ciekawostka jest, że druk takiej ilości (5 tysięcy książek) jest niewiele droższy niż połowy tego (2,5 tysiąca książek). Wynika to z dużo atrakcyjniejszej ceny na materiały, a także związane jest z klasycznym modelem spadku ceny jednostkowej przy zwiększonym nakładzie. Największy koszt dla drukarni to ustawienie maszyn, przygotowanie odpowiednich matryc, bez różnicy czy wydrukujesz 10 sztuk, czy tysiąc. Ten ogromny koszt jest niezmienny. Później dochodzi już „tylko” materiał (celowo wziąłem ten zwrot w cudzysłowie, gdyż owe „tylko” wymaga jak wspomniałem sporego nakładu finansowego).
Gdybym zdecydował się na wydrukowanie połowy obecnego nakładu, to o dziwo mój koszt nie spadłby wprost proporcjonalnie. Cena jednak musiałaby być dla klienta sporo wyższa. Na to nie mogłem się zgodzić. Zainwestowałem więc sporo więcej, by utrzymać atrakcyjną cenę.
Dodatkowym istotnym założeniem było dla mnie stworzenie odpowiedniego zapasu książek w magazynie, by nie okazało się za 3-4 miesiące, że nakład się wyczerpał i książka stała się niedostępna. Kolejny dodruk byłby droższy, co również nie miałoby sensu. Wolałem zapełnić magazyn i prowadzić regularną sprzedaż bez obawy, że zabraknie VADEMECUM HIPERTROFII dla chętnych.
Jako ciekawostkę dodam, że w dniu publikacji tego artykułu (niespełna 2 mc po premierze), nakład jaki pozostał nie przekracza 35%! W tym tempie może okazać się, że dodruk i tak będzie potrzebny! Oczywiście tak wysokie zainteresowanie książką niezwykle mnie cieszy!
Podsumujmy koszty
Na dzień wydania książki potrzebowałem aż 254 271 zł! Tak dobrze widzisz – ponad ćwierć miliona złotych zainwestowałem z własnych środków by VADEMECUM HIPERTROFII ujrzało światło dzienne.
Nie można pominąć też wkładu pracy i ilości godzin spędzonych nad szukaniem informacji i pisaniem książki. Ciężko mi oszacować ile dokładnie godzin poświęciłem Vademecum Hipertrofii, gdyż bywały dni, w których było to 2-3 godziny. Znalazły się okresy podczas których kilka dni nie skupiałem się na książce, a następnie przez tydzień lub dwa pracowałem po 12-16 godzin dziennie tylko nad tym tematem.
Postaram się uśrednić koszt swojej pracy.
*weź pod uwagę, że te wartości są +/-, gdyż dokładnie nie sposób je policzyć.
Szacunkowo myślę, że uśrednioną wartością będzie 5 godziny dziennie przez 6 dni w tygodniu, na przestrzeni 22 miesięcy.
2640 godzin – na tyle godzin szacuje swój wkład w prace nad książką.
Z ciekawości przeliczmy to na wypłatę jaką mógłbym sobie przyznać. Minimalna stawka godzinowa w Polsce w 2021 roku wynosi 18,30 zł/godz. Podkreślam minimalna! Daje to 48 312 zł.
W przypadku średniej ceny treningu personalnego w Warszawie (odniosę się do tej wartości, gdyż obrazuje to uśrednioną cenę godziny pracy w moim zawodzie i miejscu zamieszkania – 100zł
Dałoby 264 000 zł
Tak na marginesie, od 3,5 roku nie prowadzę już treningów personalnych, a ostatni skończyłem wykonywać pobierając opłatę 200zł/godzina, przy jednocześnie pełnym grafiku. Może tę wartość powinienem uznać za minimum? W tej sytuacji mówiłbym o kwocie rzędu ponad 500 000 złotych!
Nie ważne, to tylko szacunkowe wartości lecz podaje je by uzmysłowić ogrom kosztów alternatywnych jakie poniosłem, w czasie pisania książki ?
Dlaczego książka kosztuje 189 zł, a komplet 309 zł?
Wybór ceny dla książki to niezwykle ważna, a zarazem trudna decyzja. Szczególnie, że wśród potencjalnych czytelników mocno ugruntowana jest wizja „typowej” ceny książki z Empiku. Przedział w jakim zazwyczaj kształtują się ceny to odpowiednio 19.99 – 59.99 złotych. Zaledwie kilka procent produktów przekracza tę wartość. Taki stan rzeczy gruntuje w podświadomości czytelnika, iż jest to ów „typowy” przedział jakiego należałoby się spodziewać w przypadku książki.
Oczywiście nie dziwi mnie takie podejście lecz należy nieco szerzej patrzeć na to jaki jest rzeczywisty koszt wydania i jaką prace trzymamy w ręku.
Początkowo chciałem by cena VADEMECUM HIPERTROFII, była jak najbardziej zbliżona do wspomnianego wyżej przedziału.
Początkowy zamysł opierał się na nie przekraczalnym pułapie 90-100zł, jednak kolejne godziny tworzenia i kolejne zapisane strony zweryfikowały mocną moją początkową myśl. Warto nadmienić, że moja idea zakładała książkę mającą ok 350 stron, z czego jak wiesz wyszło dwutomowe kompendium o łącznej ilości niemalże 1000 stron!
Dodatkowo w trakcie pracy szacowane koszty były oparte na cenniku z 2019 roku, a od tego czasu cena papieru wzrosła o około 330%! Taki drastyczny skok ceny materiałów znacząco wpłynął na łączny koszt produkcji, a należy pamiętać, że mówimy tu o 5 tonach gotowych książek (tak 5000 kg – tyle ważyło kilka palet pełnych książek!), a każdy komplet (dwa tomy), jest wysokości niemalże ryzy papieru.
Do tego początkowy plan zakładał max 40-50 grafik, które finalnie przeobraziło się w liczbę aż 237. Ilość i jakość wiedzy merytorycznej jak ocenił sam doktor i kilku niezależnych opiniotwórców jest czymś unikatowym nie tylko na skalę Polski, ale i świata.
Mam wciąż przed oczami zaskoczony, a zarazem wskazujący aprobatę wyraz twarzy najwybitniejszego naukowca zajmującego się tematem treningu siłowego – dr Brada Schoenfelda, który podczas sierpniowego pobytu w Polsce, na konferencji PSTM miał okazje zapoznać się z tematyką mojej pracy i jej objętością. Przyznał, że nie spotkał się jeszcze z tak obszerną pracą o charakterze popularno – naukowym, taktującą o treningu hipertroficznym na świecie.
Nie mogłem dać niższej ceny, gdyż byłaby nieadekwatna zarówno do nakładu mojej pracy, jak i kosztów jakie poniosłem.
Dodatkowo kierując się prostym podejściem mentalnym odbiorcy – zbyt niska cena obniżałaby wizje wartości zawartej w niej wiedzy. Jestem pewien tego co daje, jakości informacji jakie przekazuję (co ma z resztą potwierdzenie samego dr Amita Batry). Zbyt niska cena wydawałaby się podejrzana.
Zastanów się, czy widząc ofertę nowego Lamborghini za 10tys złotych, nie wydawałoby Ci się to podejrzane? ?
I na koniec nieco matematyki, jak na ekonomistę przystało!
Kupując jeden komplet VADEMECUM HIPERTROFII pokrywasz zaledwie 0,12% mojego wkładu finansowego, który włożyłem w wydanie książki.
Czemu książka jest wyjątkowa
Jeśli znasz mnie, to nie muszę Cię przekonywać do wartości jaką przekazuję w VADEMECUM HIPERTROFII. Jeśli masz jednak obiekcję, to powinna rozwiać je osoba doktora Amita. Nie bez przyczyny poprosiłem go o sprawowanie pieczy nad jakością merytoryczną, Dzięki temu masz 100% pewność, że w książce nie znajdziesz „radosnej twórczości” i widzimisię autora, a każda linijka tekstu, każda postawiona teza i rada, są w 100% zgodne z wiedzą naukową.
Śmiało mogę powiedzieć, że na dzień wydania książki (11 września 2021r), a także publikacji tego artykułu (07 listopada 2021r) nie ma w Polsce żadnej innej pracy, która mogłaby poszczycić się tak rozbudowaną treścią, jak również nadzorem wartości merytorycznej ze strony wybitnego przedstawiciela świata nauki.
Z drugiej strony są podręczniki akademickie, jednak ich treść nie jest przystępna dla czytelnika, co ogranicza funkcjonalność tych prac i możliwość wdrożenia w życie zawartych informacji.
Moja książka miała od początku na celu łączyć fachowość i użyteczność. Jestem przekonany, że udało mi się to osiągnąć!
Na zakończenie
Bardzo cieszę się, że poświęciłaś/eś czas na przeczytanie tego artykułu. Nie był on krótki, ale chciałem podzielić się tą historią. Pokazać jak krętą droga podąża autor decydujący się samemu wydać książkę. To co widzisz finalnie to tylko wierzchołek góry lodowej, efekt pracy. Mam szczerą nadzieję, że tym obszernym opisem pomogłem otworzyć Ci też oczy na ogrom pracy jaki znajduje się za kurtyną, dzięki któremu możesz delektować się dopracowaną w każdym szczególe książką.
Wiedz, że mógłbym opisać jeszcze więcej perypetii, ale nie miałem na celu zanudzać szczegółami.
Jeśli masz w pomyśle wydanie książki w modelu self-publishing, to na pewno podobna droga czeka i Ciebie. Może mogę Ci jakoś pomóc? Ja już przebyłem ten kręty odcinek, służę radą i pomocą!
W razie pytań śmiało pisz: kontakt@pawelgluchowski.pl
Podziękowania dla całego mojego zespołu i wszystkich osób, które uczestniczyły w tworzeniu VADEMECUM HIPERTROFII!
Bez was nie powstała by ta praca!
Kamil Zaremba
Agata Szułczyńska
Amit Batra
Ewelina Babiarz
Piotr Wroński
Paweł Ładziak
Natalia Pigoń